Wyżej wspomniana postać pierwszoplanowa - Django (Jamie Foxx) to czarnoskóry niewolnik pracujący w nieludzkich warunkch, całkowicie ubezwłasnowolniony. Jego życie ratuje Dr Schultz - "Łowca Głów" (Christoph Waltz). Doktor niemieckiego pochodzenia wykupuje Django z rąk właścicieli i daje mu tym samym wolność. Wkracza z nim na ścieżkę pełną przygód. Szybko pojawia się zrozumienie i przyjaźń, a ostateczny cel wyprawy przenosi się z zabicia trzech braci na wyzwolenie klasycznej bajkowej księżniczki - w tym wypadku żony głównego bohatera. Proste i doskonale napędzające film. Z pozoru ckliwe i banalne, lecz "sposób podania" nie pozwalał oderwać wzroku od ekranu.
Ścieżka dźwiękowa, to w pewnym sensie element groteskowy, dystansuje widza do świata przedstawionego. Chyba każdy widz znajdzie w niej coś dla siebie (ja znalazłam-na dole link). Gitarowe szanty, rock, a nawet rap - fantastyczna scena strzelaniny, w której Django masakruje swoich przeciwników z puszczonym w tle gangsta rapem w wykonaniu Rick Rossa i RZA :)
Przez blask Waltza i Foxxa zupełnie zapomniałam o DiCaprio, który zagrał chyba pierwszą "złą" rolę i sprawdził się całkiem nieźle. Chylę czoło przed Christoph'erem - niesamowity aktor, chyba nikt nie zaprzeczy. Kiedy pojawił się na ekranie nadjeżdżając karetą z "dyndającym ząbkiem u góry" ewidentnie wysunął się na pierwszy plan(chociaż odgrywał rolę drugoplanową).
Obowiązkowo wybierzcie się do kina! Tarantino pokazał klasę oraz po raz kolejny udowodnił, że jest NAJoryginalniejszym współczesnym reżyserem na świecie :) Moja ocena: mocne 9 na 10 punktów.
W Multikinie :) |
A po filmie poszliśmy opijać zdaną sesję! ;) |
xoxo, J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz